Jeszcze kilkanaście lat temu rynek gier planszowych dla dzieci oferował Chińczyka, Eurobizness lub warcaby. Są to pozycje kultowe, bez dwóch zdań. Podobnie jak chleb i masło – lecz cóż, nie samym chlebem żyje człowiek. Poza tym, gdyby druga połowa patrzyła nieufnie na wydane na gry złote monety, zawsze i bez cienia ironii mogą państwo powiedzieć, że gry bawią, kształcą i uczą przestrzegania zasad. Oraz okazywania klasy – i wtedy, gdy szczęście nam sprzyja, i wtedy, gdy przegrywamy.
Prezentowane poniżej gry dedykowane są raczej młodszym użytkownikom w wieku przedszkolnym, choć w Kota Stefana czy Pędzące żółwie zdarzało się grać z przyjemnością i dorosłym.
Potwory do szafy
W życiu każdego przedszkolaka nadchodzi taki czas, że spód łóżka robi się dziwnie niepokojący a wieczorna wycieczka do drugiego pokoju w którym nie pali się światło jest możliwa tylko z mamą. Jednym słowem – dziecko odkrywa Potwory. Potwory do szafy to bardzo udana modyfikacja memory. Tu do pokonania złowrogiego Potwora dziecina musi zapamiętać położenie piłki, żółtej kaczuszki lub klocka. Nasza nieletnie pociecha ćwiczy więc pamięć lecz jednocześnie zyskuje władzę nad swoim życiem, okazuje się bowiem, że każda potwora znajdzie swojego pogromcę. Dodatkowym atutem są ilustracje pana Szymanowicza jak zwykle w najwyższej formie.
Kot Stefan
To gra, której nie da się podrzeć, złamać ani zepsuć. Nawet zgubić nie jest łatwo, bowiem solidne drewniane elementy małe nie są. No i dobrze – tym samym w polowanie na myszy może pobawić się i młodsza część rodziny. W tej każdy z zawodników zostaje kotem Stefanem, którego zadaniem jest upolowanie myszy. By jednak gryzonie nie wyginęły zbyt szybko – kot może polować tylko wówczas, gdy na kostce pojawi się jego podobizna. Skucha – zarówno u kota, który się pomyli, jak i u zbyt lękliwych myszy które za szybko uciekną z sera – kończy się powolną utratą „życia”. W ten miły i emocjonujący sposób ćwiczymy refleks i koordynację wzrokowo-ruchową, bo wcale nie jest tak łatwo złapać uciekającą mysz. Próbowali państwo?
Pędzące żółwie
Żółwie powoli, lecz uparcie prą do celu, którym jest kapusta. Aby się poruszyć zagrywa się karty w odpowiednich kolorach. Aby utrudnić przeciwnikowi życie można cofać żółwie innych graczy. Ponieważ jednak losujemy kolor swojego żółwia i nie wiadomo kto jest kim (przynajmniej na początku, lub dopóki dziecina się nie wygada albo nie podejrzy nam karty) – nie zawsze wiadomo, czy podjęliśmy słuszną decyzję. Gra ćwiczy liczenie (bo ktoś przecież musi przesuwać pionki o odpowiednią ilość pól) i myślenia strategicznego. Gdyby ktoś zasmakował w Pędzących żółwiach to uprzejmie informuję, że są jeszcze Pędzące ślimaki i Pędzące jeże. Tak samo dobre.
Lisek urwisek
Lis, jak głosi polska mądrość ludowa jest chytry. Podobnie jest i w naszej grze. Temu sympatycznemu drapieżcy nie chciało się piec i połakomił się na upieczone przez kury ciasto. Teraz próbuje z nim umknąć w kierunku nory. Kury nie są jednak w ciemię bite i niezwłocznie podejmują śledztwo. Któryż to z lisów okazał się zakałą rodu? Dzieci odkrywają kolejne wskazówki i muszą na ich podstawie wnioskować o tożsamości złodzieja. Dokonują też wyborów, bo czy lepiej jest wykluczyć kolejnych podejrzanych czy poszukać następnej wskazówki? Gra ćwiczy myślenie logiczne.